Category Archives: życie

Smutne równanie

Trafiłem dziś smutnego demota:1414968919_ri66yc_600[1]

Postanowiłem przenieść go w nasze realia, aby pokazać bezsens pewnych Wspaniałych Inwestycji (TM).

Disclaimer: wszelkie dane finansowe brałem z Wikipedii. Dla ułatwienia obliczeń i łatwiejszego wyobrażenia sobie pewnych tematów niektóre wartości zaokrąglam, ale zawsze na niekorzyść swojego wywodu.

Kojarzycie dumę naszych włodarzy, ESC? Tak, tego oto maszkarona:

sandcrawler___vector__wip__by_yanoda-d59303r

Sorry, tu: VLUU L310W L313 M310W / Samsung L310W L313 M310W

Koszt budowy tego „dzieła” – 231,1mln PLN. Szacowany roczny koszt utrzymania – 13,5mln PLN. Przy założeniu, że wygeneruje około 2mln PLN przychodu – 11,5mln PLN w plecy. ROCZNIE.

A teraz poznajcie drugą stronę równania:

Pan Da Vinci:
Laproscopic_Surgery_Robot Robot do wykonywania operacji małoinwazyjnych. Ma swoje wady – np brak force feedbacku – ale jest aktualnie jednym z najlepszych wdrożonych osiągnięć technicznych w swojej dziedzinie. Koszt: zakupy około 7mln PLN, eksploatacji – 5-30tyś PLN per operacja. Zakładając bardzo optymistycznie 200 operacji rocznie – 5mln PLN rocznie.

Albo – co ciekawsze – Robin Heart.

Robin-Heart-MC2_1

Polski system robota medycznego, na którego rozwój wydano jak dotychczas poniżej … 10mln PLN. Koszty wstępnego wdrożenia tego systemu szacuje się na 40mln PLN, tyle, że nikt tych pieniędzy nie chce wyłożyć. A docelowo ten system ma być lepszy i tańszy niż Da Vinci. Ma pozwalać na większą precyzję i szybsze wykonywanie zabiegów niż Da Vinci.

Zamiast budować rdzawe monstrum można było zasponsorować końcowe testy i wdrożenie Robina, otwarcie mu drogi do polskich szpitali, szkolenie lekarzy, materiały eksploatacyjne. Spokojnie można by każdy z gdańskich szpitali wyposażyć w pełny system działający pełną parą dla dobra nas wszystkich – a jeszcze zostałoby pieniędzy na szampana po każdej udanej operacji.

Z życia idealnego ojca …

– Młody obudził się o 1 w nocy drąc ryja, że chce kaszę. OK, zrobiłem kaszę, zatkał się. Wychlał kaszę, zaczął drzeć ryja, że on chce zanieść butelkę do zlewu. OK, wstałem, poszedłem z młodym do kuchni, wrzucił butelkę do zlewu. Idziemy do wyra, młody drze ryja, sprawdzam, pielucha zasikana na amen. Chcę zmienić pieluchę, młody drze się, wierzga, pluje – dobra, w końcu zmieniłem mu pieluchę. Młody drze ryja, że on nie chce kocyka. Wyłazi z wyra i lezie do nas do sypialni. No to młodego pod pachę i do jego wyra. Wrzask i zdejmowanie skarpetek. Wyrzucił skarpetki. Wrzask, bo on chce skarpetki. Zakładam mu skarpetki, mało mi nie wybił zębów wierzgając, że on nie chce skarpetek. Wrzaski obudziły młodą, która zaczęła drzeć ryja, że ona chce siusiu. No to mówię – idź do łazienki na nocnik. Ale ona nie, ona nie chce, ona nie pójdzie – wrzask. W końcu zostawiłem wyjącego młodego w wyrze, zaniosłem młodą do łazienki. Wrzask, bo ona nie chce światła – zapalonego w drugiej łazience, abym gdzieś ryja nie rozwalił na ścianie czy nie wdepnął w nocnik. Dobra, młoda w łazience, ja się ewakuuję, mogę zgasić światło w drugiej – gaszę. Wrzask, bo ona chce światło. To zapalam jej światło w małej łazience – źle, bo oczy bolą, ale ona chce na kibelek, bo nie na nocnik, ale ona nie zdejmie spodenek, gdzie wyparował stojący spokojnie tuż obok stołek, ale ona nie chce na kibelek, ona chce na nocnik. W międzyczasie drący ryja młody przylazł, że on chce na nocnik. Młodej w końcu zdjąłem spodenki, posadziłem ją na nocnik – siedziała wierzgając i drąc ryja, że ona nie chce. A pod nią Niagara – ale nie, ona nie zrobi siusiu. Młody w pielusze i piżamie siada na drugim nocniku i drze ryja, że on chce kupę. Dobra, zdjąłem mu spodenki, pieluchę, sadzam. Zamknął się – gót. Młoda nadal sika (obleciał mnie strach, bo pojemność nocnika jest ograniczona) i drze się, że ona nie chce siusiu. W końcu przestała sikać, mówię, żeby wytarła pupę i szła do wyra. Młoda drze ryja, że ona nie chce sama wycierać – kiedy sięgam po papier histeryczny wrzask, że ona sama. Młody drze ryja, że chce spać – zabieram go do pokoju, zakładam pieluchę znów cudem ratując zęby. Młody drze ryja, że on nie chce pieluchy, że chce kaszę – kurna, przeca dopiero wrąbał 300ml kaszy o konsystencji betonu. Młoda drze ryja z łazienki, że ona chce, żeby jej wytrzeć pupę. Zostawiam młodego, w planie zrobienie następnej porcji betonu zaraz po załatwieniu tematu podcierania młodej. Młoda w końcu sama opanowała temat, ale nie chce założyć spodenek i wyjść z łazienki. Wrzask młodego słyszę już z kuchni. Młoda w końcu daje się zaholować do wyra, ale drze ryja, że ona też chce kaszę. Idę do kuchni, zrobić dwie porcje betonu. Młody zaślinił już połowę podłogi w kuchni, mało nie wypierdalam się na śliskim. Opędzając się nogą od pętającego się w dole młodego robię dwie porcje kaszy. Idę z kaszą do pokoju młodych, młody nie daje się przekonać, że kaszę niosę i zostaje w kuchni. Daję kaszę młodej, w końcu milknie. Choć ona. Idę po młodego, niosę go wierzgającego i plującego i drącego ryja do pokoju, kładę do łóżeczka. Zobaczył w końcu kaszę, mało się nie zrzygał z radości – cisza, oba ssaki sysają. Słaniam się w stronę swojego wyra. Jeszcze nie dotarłem, jak wrzask. Młody wytrąbił kaszę szybciej niż żul winiacza na rannym kacu i drze ryja, że butelka, że kuchnia, że tata, że źle, że … zabieram młodego do kuchni, wrzucił butelkę do zlewu, wracamy do pokoju we względnej ciszy. Wrzask, młoda chce koniecznie buziaki i tulaki. Wrzask, bo odpływającego młodego wytrąciła z półsnu. Młody zdziera skarpetki, chce zdjąć spodenki i pieluchę. I drze ryja, że chce kaszę…

– Dobrze, wystarczy – Zmieniamy kwalifikację czynu z morderstwa ze szczególnym okrucieństwem na obronę konieczną i zamykamy sprawę.

– Dziękuję, Wysoki Sądzie!

… na prawach autocytatu, z FB z maja 2013.

Litania przedwyborcza

Kiedy słyszę, że mi coś dadzą, pytam
– a kiedy i ile mi zabiorą, aby mi dać to, co obiecują?
Kiedy słyszę o wybrańcach narodu, pytam
– od kiedy są wybierani, aby chlać, szlajać się, balować?
Kiedy słyszę o służebnej roli dla społeczeństwa, pytam
– czy nie za daleko takim do problemów zwykłych ludzi zza okien limuzyn?
Kiedy słyszę jak będzie dobrze, pytam
– czemu tylko wybranym?
Kiedy słyszę o uczciwości i moralności, pytam
– czemu będzie wymagana tylko ode mnie?
Kiedy słyszę o przestrzeganiu prawa, pytam
– czemu tylko zwykły człowiek odpowiada za jego złamanie?
Kiedy słyszę o uprawianiu polityki, pytam
– czemu zwykle jest to rżnięcie głupa?
Kiedy słyszę o rozliczeniu z przeszłością, pytam
– czemu nie rozliczamy ich z finansów?

Kiedy widzę te zakazane ryje mam ochotę krzyczeć.

Małe wojenki małych ludzi

Patrzę w TiVi, patrzę po mieście, patrzę po sieci – chyba wybory idą…

Dziś we Wrzeszczu na stacji wysiadła PiSu lokomotywa, przed dworcem tłumek skanduje, partyjne aktywa. Po dwóch stronach przejścia stali, PeOwcy po lewej, PiSowcy po prawej, między nimi w strefie zdemilitaryzowanej z billbordami jeździła Pomarańczowa Alternatywa. Krzyczeli, klęli, flagami machali, transparenty wznosili, do Prezesa wzdychali. Żenujące strasznie show to było, zacietrzewione staruszki wzywały: „A niech Tuska piorun trzaśnie!”, policja obstawę zrobiła, chroniła tyłki kacze olewając w pip wykroczeń wokół miejsca zdarzeń (nie wiem, tylko mnie irytują auta zaparkowane na przejściach dla pieszych?!). Ogólnie – bajzel. Ogólnie – poruta.

Nie wiem, co tych ludzi tak pcha do koryta, chęć zarobienia kasy? Ambicje jakieś chore? Każdy z nich z proporcem lepszej Polszy, każdy z nich ze wzniosłymi hasłami przyszłości lub historii, każdy z nich z jadem na wrogów ojczyzny. Czym się różnią? Opcjami politycznymi? Poglądami? Oferowaną przyszłością? Niczym, drodzy moi. Niczym. Każdy z nich obiecuje złote góry, każdy odsądza adwersarzy od czci i wiary. I każdy z nich ma nas w dupie. Każdy z nich po dojściu do koryta zapomni o wszelkich obietnicach, o etyce, o ideałach. I każdy z nich będzie nas rżnął bez wazeliny jak tylko się da.

Szkoda, mości współobywatele, że pozwalamy na to politykom, urzędnikom, funkcjonariuszom. Szkoda, że nie ma w naszym pięknym kraju zwyczaju patrzenia władzy na ręce. Szkoda, że nie zgłaszamy reklamacji, nie piętnujemy nadużyć i zaniechań. Szkoda, że sami mamy to wszystko w dupie.

Regenersis – zaczynam się irytować

Wczoraj – hurra! Herosek do odbioru! Pojechałem, odbieram i … nie odebrałem. Odesłałem do serwisu.

Czemu? Bo w końcu postanowiłem zacząć się czepiać. Odesłali telefon sprawny technicznie, ale… Kurna! Kupiłem CZARNY telefon! Ni chuja mi nie pasuje BIAŁA oprawka kulki! Ok, wiem, pierdoła. Ok, wiem, czepiam się. Ale kurna, zostawcie auto w serwisie, bo np przestało działać sterowanie elektryczne szyby w drzwiach kierowcy. Odbieracie – niby działa, ale zasyfione wsio. Ok, przestało działać, oddajecie. Odbiór – ok, działa, ale krzywo szyba. Ok, znów coś przestało działać, oddajecie. Wraca – działa. Ale szyba jest przyciemniona tak, że nic nie widać. Ok, odsyłacie. Wraca, działała, widać… Ale KURWA drzwi są INNEGO KOLORU niż reszta nadwozia!

Ile kurwa można?! Czy Regenersis nie potrafi zrobić czegoś solidnie?! Za każdym razem coś jest nie tak, ale na drobiazgi do tej pory przymykałem oczy. Krzywo wklejony ekran, paprochy pod szybką, pokaleczona obudowa (większość rys sam zrobiłem, ale co najmniej dwie przyjechały z serwisu), pusta bateria (telefonu nie dało się przetestować przy odbiorze), itp, itd – telefon jest do używania, nie lubię, jak brakuje mi poczty i wygodnego gógla w kieszeni – bo leży znów w serwisie. Po raz ósmy…

Jeśli mi oddadzą telefon znów zrobiony nie tak jak trzeba, to podeślę im rachunek za paliwo zużyte na dojazdy do salony Ery^wT-Mobile.