Category Archives: food

Z życia idealnego ojca …

– Młody obudził się o 1 w nocy drąc ryja, że chce kaszę. OK, zrobiłem kaszę, zatkał się. Wychlał kaszę, zaczął drzeć ryja, że on chce zanieść butelkę do zlewu. OK, wstałem, poszedłem z młodym do kuchni, wrzucił butelkę do zlewu. Idziemy do wyra, młody drze ryja, sprawdzam, pielucha zasikana na amen. Chcę zmienić pieluchę, młody drze się, wierzga, pluje – dobra, w końcu zmieniłem mu pieluchę. Młody drze ryja, że on nie chce kocyka. Wyłazi z wyra i lezie do nas do sypialni. No to młodego pod pachę i do jego wyra. Wrzask i zdejmowanie skarpetek. Wyrzucił skarpetki. Wrzask, bo on chce skarpetki. Zakładam mu skarpetki, mało mi nie wybił zębów wierzgając, że on nie chce skarpetek. Wrzaski obudziły młodą, która zaczęła drzeć ryja, że ona chce siusiu. No to mówię – idź do łazienki na nocnik. Ale ona nie, ona nie chce, ona nie pójdzie – wrzask. W końcu zostawiłem wyjącego młodego w wyrze, zaniosłem młodą do łazienki. Wrzask, bo ona nie chce światła – zapalonego w drugiej łazience, abym gdzieś ryja nie rozwalił na ścianie czy nie wdepnął w nocnik. Dobra, młoda w łazience, ja się ewakuuję, mogę zgasić światło w drugiej – gaszę. Wrzask, bo ona chce światło. To zapalam jej światło w małej łazience – źle, bo oczy bolą, ale ona chce na kibelek, bo nie na nocnik, ale ona nie zdejmie spodenek, gdzie wyparował stojący spokojnie tuż obok stołek, ale ona nie chce na kibelek, ona chce na nocnik. W międzyczasie drący ryja młody przylazł, że on chce na nocnik. Młodej w końcu zdjąłem spodenki, posadziłem ją na nocnik – siedziała wierzgając i drąc ryja, że ona nie chce. A pod nią Niagara – ale nie, ona nie zrobi siusiu. Młody w pielusze i piżamie siada na drugim nocniku i drze ryja, że on chce kupę. Dobra, zdjąłem mu spodenki, pieluchę, sadzam. Zamknął się – gót. Młoda nadal sika (obleciał mnie strach, bo pojemność nocnika jest ograniczona) i drze się, że ona nie chce siusiu. W końcu przestała sikać, mówię, żeby wytarła pupę i szła do wyra. Młoda drze ryja, że ona nie chce sama wycierać – kiedy sięgam po papier histeryczny wrzask, że ona sama. Młody drze ryja, że chce spać – zabieram go do pokoju, zakładam pieluchę znów cudem ratując zęby. Młody drze ryja, że on nie chce pieluchy, że chce kaszę – kurna, przeca dopiero wrąbał 300ml kaszy o konsystencji betonu. Młoda drze ryja z łazienki, że ona chce, żeby jej wytrzeć pupę. Zostawiam młodego, w planie zrobienie następnej porcji betonu zaraz po załatwieniu tematu podcierania młodej. Młoda w końcu sama opanowała temat, ale nie chce założyć spodenek i wyjść z łazienki. Wrzask młodego słyszę już z kuchni. Młoda w końcu daje się zaholować do wyra, ale drze ryja, że ona też chce kaszę. Idę do kuchni, zrobić dwie porcje betonu. Młody zaślinił już połowę podłogi w kuchni, mało nie wypierdalam się na śliskim. Opędzając się nogą od pętającego się w dole młodego robię dwie porcje kaszy. Idę z kaszą do pokoju młodych, młody nie daje się przekonać, że kaszę niosę i zostaje w kuchni. Daję kaszę młodej, w końcu milknie. Choć ona. Idę po młodego, niosę go wierzgającego i plującego i drącego ryja do pokoju, kładę do łóżeczka. Zobaczył w końcu kaszę, mało się nie zrzygał z radości – cisza, oba ssaki sysają. Słaniam się w stronę swojego wyra. Jeszcze nie dotarłem, jak wrzask. Młody wytrąbił kaszę szybciej niż żul winiacza na rannym kacu i drze ryja, że butelka, że kuchnia, że tata, że źle, że … zabieram młodego do kuchni, wrzucił butelkę do zlewu, wracamy do pokoju we względnej ciszy. Wrzask, młoda chce koniecznie buziaki i tulaki. Wrzask, bo odpływającego młodego wytrąciła z półsnu. Młody zdziera skarpetki, chce zdjąć spodenki i pieluchę. I drze ryja, że chce kaszę…

– Dobrze, wystarczy – Zmieniamy kwalifikację czynu z morderstwa ze szczególnym okrucieństwem na obronę konieczną i zamykamy sprawę.

– Dziękuję, Wysoki Sądzie!

… na prawach autocytatu, z FB z maja 2013.

Kerfórowi nie wierz jak psu

Tyczy się to wszelkich produktów spożywczych, na których znajduje się metka marketu. Kiedyś dałem się nabrać na ser marki Carrefour, w którym były grudki tłuszczu roślinnego (olej palmowy?!) i który smakował jak coś pomiędzy margaryną a tofu, ale na pewno nie jak ser.

Tym razem – zwiędlina.

Madej&Wróbel – OK. Metka Kerfóra – Nie OK. Człek zmęczony, wrzucił do koszyka bez refleksji… Najlepiej spożyć przed: 21.09.2013. E… 2013?!

Telefon do producenta – wędliny paczkowane mają zwykle termin przydatności 28 dni. Nie przeszło 2 i pół roku.

Dokładniejsze przyjrzenie się metce producenta – o, Należy spożyć do: 05.01.11. Czyli albo wędlina jest bardzo mocno przeterminowana, albo mocno przeterminowana, albo jej się właśnie termin przydatności do spożycia skończył.

Znaczy – ktoś próbuje nas zrobić w wała. Kto? Hm, czyja metka jest na wierzchu…?

Obiadki firmowe i sprawiedliwość społeczna

W Firmie mamy kantynę. Możemy sobie rano zamówić jedzonko przez sieć, potem idzie się do kantyny i za zamówione jedzonko płaci się kartą chipową (czytaj – koszt jedzonka odciągną z pensji). Wszystko pięknie, fajnie, jedzonko jakościowo znośne. Tylko te ilości…

I to właśnie jest przykład klasycznej niesprawiedliwości społecznej ;P Są ludzie, którzy są syci po zupce za 3.50PLN. Ja po zjedzeniu obiadku(bo ciężko to inaczej nazwać ;P) za 15-20PLN po 2-3h zaczynam kombinować, czy np pizzy nie zamówić – w końcu muszę jakoś zasilać te moje 100kg ;P

Przykładowy obiad, 15.10PLN – krupnik, buraczki, risotto z kurczakiem (zimne i kurczaka śladowo):

Obiadek za 15.10PLN

Jeśli już wydaję niemałe przecież pieniądze (przemnóżcie to sobie przez 20 dni roboczych) na żarcie to chciałbym chociaż być syty. A tak, to po powrocie do domu – jem obiad.

W Gdyni za mniejszą kasę w centrum miasta nażerałem się po sufit ;/

Grillowe szaleństwa

Na grilla polecamy karkówkę, łopatkę i pierś z kurczaka.

Przepisy na poszczególne mięcha mało się różnią. Bierzemy mięcho, rozklepujemy (pierś z kurczaka bardzo delikatnie, karkówkę z wyczuciem, ale dość mocno, a łopatkę naprawdę solidnie) tłuczkiem lekko soląc. Potem otwieramy szafkę z przyprawami i lodówkę. Bierzemy do łapek co się nawinie i dodajemy do mięch ;D. Przyprawy aplikujemy mięsku w formie zalewy, w której mięsko musi przeleżeć minimum 8h, a im bliżej 24 tym lepsiej.

W tej edycji Juszkowej imprezy karkówka doprawiona była zelewą złożoną z oliwy (pół szklanki), żółtka (pomaga połączyć oliwę z innymi płynami), 50ml Metaxy, pieprzu, rozmarynu (mało) i curry (sporo).

Łopatka zaś przemoczyła się w zalewie na słodko. Zalewę taką robimy biorąc dużą, kopiatą łyżkę miodu (ja użyłem lipowego), taką naprawdę konkretną. Miód, który weźmiemy, może być zcukrowany, nie przeszkadza to. Polecam do takich zastosowań miód gryczany. Miód mieszamy z Metaxą (to akurat miałem) albo jakąś whisky, nie musi być specjalnie dobra, ma mieć ów drewniany posmak. Metaxy wlewamy tak z 80ml. Dodajemy mocno utarty rozmaryn (całkiem sporo), ciut słodkiej papryki i (3-4 łyżeczki) soku z cytryny.

Na dno miski łyżką nanosimy odrobinę zalewy i zaczynamy układanie mięcha. Każdy kawałek mięcha należy przelać zalewą. Potem naczynie wstawiamy do lodówki. Całą operację dobrze wykonać wieczorem, dzień przed grillowaniem.

Dobrym pomysłem jest wąchanie zalewy w trakcie jej kombinowania. Zapach musi być dość intensywny, o jakiejś, wybranej przez nas, dominującej nucie. Zalewę można kombinować na mocnym alkoholu (coś mocno aromatycznego, whisky na przykład), może być na winie (ale raczej wytrawnym) lub ciężkim, gorzkim piwie. Abstynenci też mogą tak kombinować, cały alkohol wyparuje w trakcie grillowania. Mieszamy ów alco z oliwą lub olejem. Jeśli zalewa się warzy, dodajemy żółtko (ja prawie zawsze dodaję). Dodajemy przypraw wg pomysłu lub chciejstwa.

Mięcho warto naprawdę solidnie roztłuc, szczególnie łopatkę. Wtedy nawet jak się zbiegnie na grillu to nadal będzie miękka i da się kroić widelcem. Jeśli mięcho mamy słabo rozbite to warto dodać odrobinę wódki (jeśli już nie oparliśmy zalewy na jakimś mocnym alco), mięso bardziej skruszeje.

A przy samym grillowaniu można polewać mięcho zalewą z michy lub posypać odrobinę solą czosnkową. Zawsze też przydaje się szczypta szaleństwa.

Smacznego!

W McDrive dziś rano…

Podjeżdżam w alejce do ciemnego SuperBa czekającego przy okienku. Okienko się otwiera, leci dialog:
– Co szanowny pan zamawia?
– 2 BigMaki i 4 cheesy.
– Niestety, o tej porze jeszcze nie mamy tego w ofercie, musi Pan wybrać coś z naszej świetnej oferty śniadaniowej.
– A to już wolę być głodny…
SuperB ruszył dość dynamicznie. Ja za nim spokojnie, powolutku. Ale koło okienka się nie zatrzymałem. Pojechałem na Statoil na hotdoga.

Jeść!

Ciemny ryż (dłuugo się gotuje, ale jest smaczny!), brokuły duszone na parze i pierś z kurczaka wolno smażona na oliwie z dodatkiem sosu sojowego i ostrrrego chili ;D