Obiadki firmowe i sprawiedliwość społeczna

W Firmie mamy kantynę. Możemy sobie rano zamówić jedzonko przez sieć, potem idzie się do kantyny i za zamówione jedzonko płaci się kartą chipową (czytaj – koszt jedzonka odciągną z pensji). Wszystko pięknie, fajnie, jedzonko jakościowo znośne. Tylko te ilości…

I to właśnie jest przykład klasycznej niesprawiedliwości społecznej ;P Są ludzie, którzy są syci po zupce za 3.50PLN. Ja po zjedzeniu obiadku(bo ciężko to inaczej nazwać ;P) za 15-20PLN po 2-3h zaczynam kombinować, czy np pizzy nie zamówić – w końcu muszę jakoś zasilać te moje 100kg ;P

Przykładowy obiad, 15.10PLN – krupnik, buraczki, risotto z kurczakiem (zimne i kurczaka śladowo):

Obiadek za 15.10PLN

Jeśli już wydaję niemałe przecież pieniądze (przemnóżcie to sobie przez 20 dni roboczych) na żarcie to chciałbym chociaż być syty. A tak, to po powrocie do domu – jem obiad.

W Gdyni za mniejszą kasę w centrum miasta nażerałem się po sufit ;/

Grillowe szaleństwa

Na grilla polecamy karkówkę, łopatkę i pierś z kurczaka.

Przepisy na poszczególne mięcha mało się różnią. Bierzemy mięcho, rozklepujemy (pierś z kurczaka bardzo delikatnie, karkówkę z wyczuciem, ale dość mocno, a łopatkę naprawdę solidnie) tłuczkiem lekko soląc. Potem otwieramy szafkę z przyprawami i lodówkę. Bierzemy do łapek co się nawinie i dodajemy do mięch ;D. Przyprawy aplikujemy mięsku w formie zalewy, w której mięsko musi przeleżeć minimum 8h, a im bliżej 24 tym lepsiej.

W tej edycji Juszkowej imprezy karkówka doprawiona była zelewą złożoną z oliwy (pół szklanki), żółtka (pomaga połączyć oliwę z innymi płynami), 50ml Metaxy, pieprzu, rozmarynu (mało) i curry (sporo).

Łopatka zaś przemoczyła się w zalewie na słodko. Zalewę taką robimy biorąc dużą, kopiatą łyżkę miodu (ja użyłem lipowego), taką naprawdę konkretną. Miód, który weźmiemy, może być zcukrowany, nie przeszkadza to. Polecam do takich zastosowań miód gryczany. Miód mieszamy z Metaxą (to akurat miałem) albo jakąś whisky, nie musi być specjalnie dobra, ma mieć ów drewniany posmak. Metaxy wlewamy tak z 80ml. Dodajemy mocno utarty rozmaryn (całkiem sporo), ciut słodkiej papryki i (3-4 łyżeczki) soku z cytryny.

Na dno miski łyżką nanosimy odrobinę zalewy i zaczynamy układanie mięcha. Każdy kawałek mięcha należy przelać zalewą. Potem naczynie wstawiamy do lodówki. Całą operację dobrze wykonać wieczorem, dzień przed grillowaniem.

Dobrym pomysłem jest wąchanie zalewy w trakcie jej kombinowania. Zapach musi być dość intensywny, o jakiejś, wybranej przez nas, dominującej nucie. Zalewę można kombinować na mocnym alkoholu (coś mocno aromatycznego, whisky na przykład), może być na winie (ale raczej wytrawnym) lub ciężkim, gorzkim piwie. Abstynenci też mogą tak kombinować, cały alkohol wyparuje w trakcie grillowania. Mieszamy ów alco z oliwą lub olejem. Jeśli zalewa się warzy, dodajemy żółtko (ja prawie zawsze dodaję). Dodajemy przypraw wg pomysłu lub chciejstwa.

Mięcho warto naprawdę solidnie roztłuc, szczególnie łopatkę. Wtedy nawet jak się zbiegnie na grillu to nadal będzie miękka i da się kroić widelcem. Jeśli mięcho mamy słabo rozbite to warto dodać odrobinę wódki (jeśli już nie oparliśmy zalewy na jakimś mocnym alco), mięso bardziej skruszeje.

A przy samym grillowaniu można polewać mięcho zalewą z michy lub posypać odrobinę solą czosnkową. Zawsze też przydaje się szczypta szaleństwa.

Smacznego!

Sieciowy sens życia wg Łaj DiPiona

Po zeszłotygodniowym doprowadzaniu do normalności połączeń sieciowych z mojego kompa naszła mnie taka refleksja. Po co to wszystko? W sensie – po co ograniczać ludziom z firmy wyjście na świat? Przecież nie ma firewalla czy proxy, których nie da się przebić. Jeśli tylko oferowana jest jakakolwiek usługa pozwalająca wyjść „na świat”, to zaraz da się ją wykorzystać do przewiercenia się do czegokolwiek innego, co jest nam potrzebne.

Continue reading

Hak da planet!

Co zrobić, jeśli w korporacji ze względu na jakieś mocno wirtualne procedury nie pozwalają wpiąć się z własnym sprzętem do sieci? Hm… Po prostu to zrobić. Zrobić to bez użerania się ze strażnikami procedur. Zrobić to sprytnie, tak aby się nie zorientowali za szybko ;D

Składniki:

  • korporacyjny PC
  • prywatny lapciak
  • kieszeń USB
  • płytka bootowalna z Linuxem
  • płytka instalacyjna XP (na wypadek zwarzenia się systemu)
  • 2h wolnego czasu

Continue reading

Poniedziałek, trzynasty dzień października

Dziś miałem przyjemność wybrać się do ludzików zarządzających całym IT w firmie. Jak się okazało, przyjemność bardzo wątpliwą. Dawno się nie zdarzyło, żeby ktoś podniósł głos rozmawiając ze mną. A pan, który nawet nie raczył się przedstawić, rozmawiał ze mną w tonie cokolwiek napastliwym, a nieuprzejmym – na pewno.

Czemu niektórym stanowisko się tak na psychę rzuca? Przecież wszystko można załatwić kulturalnie, nawet jak się jest wrednym kawałem skurczybyka (Ave Thorgal! ;D). Niektórym (Ave Gabryś! ;D) nawet przerost ambicji czy kompleksy nie przeszkadzają w komunikacji z ludźmi. Ba! Są tacy, którzy mają całkiem niepoukładane (Ave Admin! ;D), a mimo to fajnie się z nimi gada, są uprzejmi, potrafią podejść do człeka z uśmiechem i zrozumieniem.

Dział IT w(tak niestety aktualnie wypada mi powiedzieć)naszym molochu jest jakiś wynaturzony. Jakoś zawsze mnie się wydawało, że robiąc za technicznego jest się po to aby inni mogli pracować. Taka działalność usługowa wewnątrz firmy. Może to kwestia jakiegoś (tfu!tfu!) powołania? Jak np z nauczycielami? Ale na pewno jest to robota wymagająca zdolności interpersonalnych. Jakoś naszym IT brakuje nieco tego skilla. A i technicznie jakoś średnio sobie radzą. Bo z IT jest jak z efektami specjalnymi w filmach – najlepsze to są te, które budują klimat, a się ich właściwie nie zauważa. I w IT tak samo – jak się dobrze wykonuje swoją pracę, jest się dobrym w te klocki – ludzie zapominają, że istniejesz – masz czas na Kłejka, anime, gazety, dokształcanie się, własne projekty. Niestety, o naszych technicznych często się myśli. Za często…