Ludziki się śmieją z akcji NoAdBlock. Gorzej – szydzą z niej. A ja znów pod górkę…
W sieci panuje wolność, więc – owszem – wolno każdemu wyrazić swoją opinię, zamieścić artykuł czy posta. Ale na bezimiennych! Panie! Panowie! Forma! FORMA! Wyzywanie i obrażanie ludzi czy naigrywanie się z ich działań lub też wypowiedzi jest po prostu nieeleganckie.
Podsumowując: zaopiniować – tak, wyśmiewać – nie.
Ok, wracając do tematu.
Strona NoAdBlock jest wykonana tragicznie. Pełna błędów, wpadek językowych. Do tego brzydka. Ale jakkolwiek to wygląda – może warto się zastanowić nad jej przekazem – jakby fatalnie nie był on podany.
Aktualnie coraz popularniejsze są reklamy, gdzie reklamodawca płaci wydawcy nie za wyświetlenie tylko za kliknięcie. Stąd też pojawiają się głosy – nie klikam w żadne reklamy, to po co mi się mają wyświetlać. Bo nawet jeśli masz takie podejście do sprawy, to jednak, jakimś cudem, może przez przypadek albo za namową żony / brata / córki / matki / kumpla / diabła / anioła stróża – klikniesz. A nawet jeśli nie, to i tak podświadomie zarejestrujesz istnienie marki czy produktu. Klikniesz – twój dostarczyciel treści zarobił właśnie ziarnko ryżu do swojej michy. Nie klikniesz – kiedyś może wybierzesz (mimowolnie!) reklamowany produkt.
Cała akcja anty-NoAdBlockowa przypomina mi pryszczerskie zagrywki wobec właścicieli Gadu-Gadu. Uwolnić klienta! Won z reklamami! Uznać jabbera! Uznać powergg! Pozwolicie, że nie przytoczę epitetów, które często okraszały tego typu wypowiedzi. A nikt jakoś nie pomyślał, że firma też się jakoś musi utrzymać, że zatrudnieni ludzie chcą jeść, że za łącza i prąd trzeba popłacić rachunki. „A bo to tylko ja nie chcę reklam, to dużo nie stracą”. A to niestety jest oferta wiązana. Chcesz GG – masz reklamy. Regulamin mówi wyraźnie – nie wolno korzystać z innego oprogramowania niż oryginalny klient GG.
Są serwisy, które – jak GG – utrzymują się z reklam. Jeśli zamierzamy z tych serwisów korzystać to akceptujemy dołączone do nich treści – w tym reklamy. Wydaje mi się, że nawet jeśli nie jest to spisane jako formalny regulamin to jest to oczywiste. Jeśli w jakiś sposób nie podoba nam się forma reklam czy to z powodu ich nachalności czy udźwiękowienia – możemy zrezygnować z odwiedzania danej strony. Prawda, że proste?
Niestety, w sieci bardzo popularny jest kult spryciarza, co to znajdzie, obejdzie, zablokuje albo właśnie odblokuje. Szkoda, że ten spryt coraz częściej staje się cwaniactwem. Uzyskam, ale nie zapłacę. Wykorzystam, ale nie dopełnię mojej części umowy – tym bardziej, jak nie jest spisana.
A sprawa jest taka prosta. Nie chcę reklam w TV – to go nie włączam. Chcę obejrzeć film – wcisną mi gdzieś reklamę. Nie chcę reklam na GG? Korzystam z jabbera. Nie, nie korzystam z transportu GG. Chcę się z kimś z mojej listy na GG skontaktować – odpalam GG, widzę reklamy. W inboxie nie mam spamu, bo mam dobry filtr + skrzynkę mam na własnym serwerze. Płacę za tą skrzynkę pracą nad utrzymaniem serwera, płacąc za łącze. Nie ma nic za darmo.
Ale ja jestem frajer. Bo płacę. No nie?
P.S.
Paweł Wimmer jest z poprzedniego pokolenia. Jest jednym z tych ludzi, którzy pomogli mi wejść w mój zawód, pomogli mi zdobyć wiedzę dzieląc się nią z zapaleńcami takimi jak ja. Nigdy go nie spotkałem i pewnie nie spotkam – nie zamierzam za nim ganiać, nie jest moim idolem. Ale zawsze będę doceniał jego wkład w rozwój mój i sieci. Stąd też szeroko się uśmiechnąłem czytając jego wpis dotyczący NoAdBlock-a.