Krótko i na temat.
Nie kupię płyty, jeśli jej wcześniej nie przesłucham. No i jeśli mi się nie spodoba. Na stojaka w markecie to ja mogę gumki wybrać, a nie wybadać klimat albumu. W radiu lecą tylko single w bardzo różnym sąsiedztwie, często jeszcze spsute ględzeniem prowadzącego audycję. Album to całość, trzeba trochę spokoju i czasu, aby go poznać i ewentualnie polubić. A płyty nie kupuje się po to, aby ją kilka razy przesłuchać i walnąć na półkę – kupuję, bo chcę jej słuchać wiele, wiele razy, wracać do niej przez lata.
Płyty nie ściągnąłem. I nie ściągnę. Bo nie zamierzam jej kupić. Dla zasady. Nie życzę sobie być nawet potencjalnie obrażany.
Pamiętaj, Kaziu, co śpiewałeś. Wszyscy artyści… to robole. Jesteś robolem, któremu zapłacę za coś, co mi się spodoba. Może i zrobiłeś coś fajnego (zwykle robiłeś fajnie), ale tym razem nawet nie pochylę się nad tym. Na każdą propozycję kupna płyty odpowiem…
…bujaj się!
A w restauracji zapłacisz za obiad tylko wtedy jeśli Ci zasmakuje(a zjesz cały…)?
A żebyś wiedział. Byłem już (w cywilizowanym świecie ;/) w lokalach, gdzie jeśli coś nie smakowało to nie dość, że nie płaciłeś, to jeszcze właściciel dziękował, jeśli się powiedziało jak by się usprawniło potrawę.
Fakt, że z jedzeniem i innymi dobrami jednorazowymi jest nieco inaczej, nieco więcej się ryzykuje – z obu stron. Ale płyta z muzyką do nich nie należy. Płyta z muzą jest jak… kompakt w kibelku.
Ziew. Robił dobre dawno temu. Teraz i tak wychodzi sam szit. /me też nie ściągnie bo i tak nie ma po co. Po kilku ostatnich albumach kultu, kazika i czego tam jeszcze – przesłuchanych nawet nie raz – wolę nie psuć sobie całkiem pamięci o fajnych kawałkach.