Spotkałem dziś Kapustę. Mocno się zmienił. A raczej – dużo. Dosłownie. Ledwie go poznałem.
Takie spotkania po latach zawsze budzą ciekawość – co u innych. Dawnych wisusow, numerantow i obibokow.
Ten w ministerstwie, tamten stanowisko w wielkiej firmie, ów robi doktorat…

Ja to mam szczęście. Znów było tuż-tuż, prawie się udało, już wszystkie klocki były na miejscach.
Tym razem telefon popsuł wszystko.
…coś mi się widzi, że jeśli jeszcze kilka razy sytuacja się powtórzy to wyląduję w psychiatryku.
Za dużo oczekiwań, zbyt blisko, zbyt nagle wszystko sypie się w gruzy.
A może nie warto marzyć? Nie warto liczyć na cuda?

…tu długa seria przecinków…!!! Dlaczego ludziom się wydaje, że mam komórkę przyrośniętą do ucha?!
Co rusz ktoś ma pretensje, że nie odbieram, że fon wyłączony, że nie oddzwaniam.
Ludzie! Opanujcie się! Nikomu nie podpisywałem zobowiązania, że będę dostępny 24h/dobę pod telefonem! To jest mój prywatny numer! Sam za niego płacę – mogę robić z nim co chcę!
A poza tym – jeśli jesteś jednym z tych pechowców co się nie mogą dodzwonić – pomyśl, może poprostu nie chcę z tobą gadać…?

…taaaak…
Jak nie sraczka to padaczka. Już się wszystko zaczęło układać prawie idealnie – i DUPA! Wszystko poszło w diabły.
Szczerze mówiąc, chcę wyć. Głośno. Donośnie. Ale nie chcę skończyć jak Starks. W kaftanie. W szufladzie…
…a może tam własnie byłoby mi lepiej? Bez szans na spełnienie pragnień? Bez złudzeń…?
…tylko czyste marzenia…