Nokaut, życie rodzinne i YDP

We wtorek oficjalnie zakończyłem pracę w Nokaucie. Faktycznie już parę dni wcześniej wziąłem wolne, coby urlop do końca wyjechać i trochę się przygotować psychicznie do pracy w YDP – głównie grając w Return to castle Wolfstein i Crysis Warhead – tak akurat pasowało klimatem… A dziś, po 3 dniach pracy w YDP dopadła mnie lekka trauma – spotkałem w Saturnie Dużego Marka…

Przeszło sześć miesięcy w Nokaucie – to był bardzo dobry czas.Bez stresów, z jasno określonymi zadaniami i z dużą swobodą w zakresie ich realizacji. Bez reżimu godzinowego, bez patrzenia na ręce, bez wyliczania z zegarkiem w ręku czasu na posiłki. Z szefem, który zawsze miał czas pogadać, który odpowiadał bez skrzywienia nawet na najgłupsze pytania, który wiedział na czym polega ta robota i który wiedział co potrafi uszczęśliwić bandę technicznych.

Nokaut to dobre miejsce do pracy. Michał zgromadził paru ludzi, od których nawet starzy wyjadacze mogą się jeszcze czegoś nauczyć. Roboty sporo, momentami wymagającej naprawdę niezłej gimnastyki intelektualnej, ale ciekawej, nie nużącej. Jednocześnie w firmie panuje atmosfera twórczego nieładu, z którą ostatnio starają się walczyć niedawno zdobyci PMowie, ale polegną ;P W sumie rano wstawało się marudząc, że trzeba wstać, a nie dlatego, że trzeba iść do firmy.

Ekipa w sumie jest dość oryginalna.Wspólne śniadania to niezapomniane przeżycia – choć pewnie niektórzy woleli by ich nie pamiętać ;P Mam nadzieję, że się uda zorganizować jakieś międzyfirmowe rozgrywki np Zoltara, coby się czasem jeszcze z nimi spotkać.

Jeśli tam tak fajnie, to czemu zrezygnowałem? Życie. Dosłownie i w przenośni.

Teraz już offiszjalnie mogę pogrozić światu – pojawi się więcej osobników z moimi genami. Po dłuższych przemyśleniach zdecydowałem, że lepiej będzie pracować jak najbliżej mojej ślubnej i następnego pokolenia (jeszcze nie wiemy, jakiego rodzaju będzie). Trafiła się okazja zaczepienia w YDP, kilka pokoi od żony, trza było brać.

Pierwsze wrażenia z YDP? Średnie. Tak jak się spodziewałem. Finansowo – zysk niewielki, na pewno nie rekompensujący odbijania karty 8:15-16:30. Atmosfera korporacyjna – daleko jej do góglowych campusów. Nie ma takiego ciśnienia, jak w Sygnity, ale i tak widzę za dużo zestresowanych twarzy. Ludzie strasznie zduszeni – myślą właściwie tylko o robocie albo o tym, aby z tej roboty już wyjść. Ale muszę przyznać, że w większości są dość kontaktowi i bardzo rzeczowo odpowiadają na pytania. Świętą cierpliwością wykazuje się Czarek, główny macher od frameworka, który aktualnie poznaję. Przynajmniej parę razy dziennie wybieram się do niego na spacerek z jakimiś pytaniami. Ludziki z pokoju też jakoś jeszcze znoszą moje dopytywania się o procedury i zwyczaje.

Nigdzie nie ma świetlicy z rzutkami, minigolfem czy o Nokautowym Wii w salce konferencyjnej już nie wspomnę. Jedyna przerwa czy rozrywka to pójść na kawę albo na papierosa – co kto woli. Nawet nie ma żadnego oderwania od firmy, przerwy dla psychiki – w Nokaucie wychodziło się coś zjeść, a to na Świętojańską, a to gdzieś dalej, na pizzę, jakieś inne żarcie włoskie, meksykańskie czy chińszczyznę. Albo do Polonii na mielone z ziemniakami i rosół, albo rewelacyjne rollo w kebabie pod strzałką. W YDP – albo całkiem niezły LunchPlanet, ale z ograniczonym menu, albo Kluh-łamiząbek(dawny Dussmann), albo pizza. Niespecjalnie bogaty wybór. I właściwie wszystko na terenie firmy.

Zobaczymy, może uda się trochę rozbujać YDP, albo przynajmniej dział techniczny, bo cała firma – kilkaset luda – to trochę duży balast nawet dla mnie ;P. Ale już widzę, że nawet ekipę na Zoltara ciężko będzie skręcić.

Tak wracając jeszcze do Nokautu – Michale, dzięki! To było parę naprawdę dobrych miesięcy. Mam nadzieję, że życie się tak ułoży, żebym mógł jeszcze do was wrócić.

One response on “Nokaut, życie rodzinne i YDP

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *