W sumie to nie wiem, w czym problem. Byłem, widziałem – smak w sumie dobry, rozmiar porcji też, choć mogło by być o szczyptę czy dwie więcej, przybranie i obsługa również bez zarzutu. A że wypadało znać ori to inny temat, bo iść na 2049 nie znając 2019 to jak oglądać Pobudzenie Moczy albo koszmarną trylogię nie znając koszernej trylogii.
Do tego umówmy się, że pomimo statusu kultowego to BR nie był filmem wybitnym. Była to pewna wizjonerska wizja ( ;D ), z dobrą technicznie realizacją, ale scenariusz biedny, Ford grał jak Rasiak za swoich najbardziej dębowych czasów, Hauer był melodramatyczny jak histeria sześciolatki, postać Gaffa nadawała się tylko do tego, aby pojawił się w dwójce jako retrospektor, a Young o niebo lepsza była jako Lois Einhorn niż Rachael. A w dwójce Gosling zrobił całkiem dobrą robotę, Ford – choć nie epizodyczny – już nie dębowy, ale bardziej jak podstarzała wierzba, niezła Wright jako pani porucznik, całkiem znośna Hoeks jako Luv.
Dwójka dość wiernie, choć nie odtwórczo, kontynuuje schematy estetyczne jedynki. Muzyka – choć czuć, że to nie Vangelis – daje radę. Zachowano klimat świata, nadal czuć zaszczucie jednostki przez upadającą cywilizację, choć ten świat pokazano z mniejszą ilością detali. Nawet Mariette była pewnym ukłonem w stronę Priss – przynajmniej estetycznie.
Mi się podobało, uczciwe 7/10, choć raczej za 10 czy 15 lat nie będziemy sięgać do BR2049 jako referencji dla memów. Jeśli komuś z jakiegokolwiek powodu BR się podobał, to powinien 2049 zobaczyć.