Baywatch 2017

Jeśli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to … nigdy tego nie róbcie.

Ten film jest fatalny, kretyński, debilny, głupi, beznadziejny, słaby, denny. Jest słaby jak gimbus na kacu po trzech dniach balowania. Jest rzygiem bezsensu, zlepikiem absolutnie kuriozalnych gagów dyndających na obrzeżach skrawków wysranego scenariusza.

Jedyny powód, żeby zobaczyć ten film, to falujące cycki.

Ok, to dwa powody.

… skoro moja żona już dalej nie czyta, bo jest w drodze, aby obić mi gębę to mogę już pisać zgodnie ze zwyrologustem moim bez ryzyka, że straci do mnie całkiem szacunek.

Film jest słaby. Serio-serio, jest słaby. Ale jeśli znajdziecie go gdzieś kiedyś dołączonego do jakiejś Klaudii albo innego Wprostu na wyprzedaży za 7.99 – albo na rynku na stoisku z samymi płytami po 1.99 – to można kupić i puścić gdzieś w tle przy okazji jakiejś dobrze zbakanej imprezy, choćby po to, aby zobaczyć Davida i Pamelę.

Jest parę momentów, kiedy nutka nostalgii lekko dyga w rytm lekko zawstydzonego chichotu, jest parę scen prawie niekiepskich. Wszystko to okraszone momentami CGI rodem z filmów klasy Ę, choć wydaje mi się, że był to zabieg celowy, bo w dzisiejszych czasach to nie kosztuje aż tak dużo.

Szacun dla Rocka, za dystans do siebie, bo tego filmu na poważnie to się chyba nie dało robić, a on chyba jeszcze finansowo tak nie poleciał, aby musieć łapać się tego typu produkcji. Bo ten film można poważnie potraktować tylko w kategorii kręcenia beki z oryginału. Choć nadal beki słabej i ledwie w paru momentach zabawnej.

Obiektywnie 3/10, na zwyrolometrze też 3/10, a i to tylko z szacunku dla obsady.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *